Śpieszmy się
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
ks. Jan Twardowski
Był 15 stycznia wiele lat temu wyszła z domu i już nie wróciła. Oddali buty... ("Wszystko było do wyrzucenia. A buty może się jeszcze komuś przydadzą."). Nie przydały się. Nikt ich nosić nie chciał, nie mógł, nie potrafił... Były jak złe wspomnienie, a komu można oddać własne wspomnienia.
Kilkanaście lat później. 16 stycznia. Bardzo mroźny zimowy poranek, -16 na termometrze, śniegu po kolana. Odeszła. Była tylko moją teściową, albo aż. Zawsze postrzegałam ją jako osobę, dla której bardzo ważny był własny czubek nosa, ale muszę przyznać że jeśli było trzeba to dla swoich dzieci i wnuków potrafiła wejść przez zamknięte drzwi. Ile razy chwytałam za telefon i wybierałam numer..? Pozostał głuchy...
Pięć lat później. 14 stycznia...
"...potem cisza normalna..."